Wczoraj rozmawiałam z koleżanką, mamą dwojga dzieci w wieku 12i 14 lat. Zahaczyłyśmy o temat drugiego śniadania w szkole. Jej dzieci nie są chętne jadać obiadów w szkolnej stołówce. Mama gotuje najlepiej na świecie, więc mamie nie pozostaje nic innego jak przyrządzić domowy obiad po szkole, a zaspokojenie głodu między lekcjami rozwiązać drugim śniadaniem. Zapytałam, co szykuje dla dzieci i co lubią. Młodsza dziewczynka preferuje bułki szkolne z serkiem topionym i przekąskę typu banan lub brzoskwinia. Z chłopcem, okazuje się jest bardziej skomplikowana sprawa. Bułka szkolna, co więcej żadne pieczywo nie wchodzi w grę, bowiem chłopiec krępuje się cokolwiek jeść w szkole. Jest dzieckiem o nieco większej masie ciała. Okrutne dzieci dokuczają chłopcu przezywając od grubasów i obżartuchów. To źle wpływa na psychikę chłopca i broni się przed konsumpcją czegokolwiek co przynosi zbędne kalorie. Dopuszczalny jest sok owocowy lub jabłko. Zakłopotana tą historią poczułam przykre ukłucie w sercu. Los dziecka nie był najszczęśliwszy. Z drugiej strony, zważywszy na kulinarne umiejętności mamy, która przygotowywała istne uczty obiadowe dla dzieci, trudno jest zgubić zbędne kilogramy. Wyborna bułka szkolna z chudą szyneczką - nie, a kopa klusek śląskich na talerzu - tak. Kompozycja wysoce niespójna. Chłopiec ambitny, pozostał przy swoim i konsekwentnie chrupie dyskretnie jabłko w sąsiedztwie rozmaitości śniadaniowych, jakimi dysponują pozostałe dzieci. Po powrocie do domu troskliwa mama, dla której synek jest najpiękniejszy i smukły jak szczypior serwuje wysokokaloryczny obiad uwieńczony słodkim deserem. I tak toczy się to błędne koło. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłaby bułka szkolna na drugie śniadanie plus jabłko a mniej klusek śląskich na talerzu.
Komentarze
Prześlij komentarz