Tort angielski czyli wszystkiego najlepszego z okazji urodzin
Weronika przyglądała się swojemu prezentowi z niedowierzaniem. Już dawno nie widziała takiego cudu! Tort Angielski – bo tak nazywał się jej niespodziewany prezent urodzinowy prezentował się tak że dosłownie żal ściskał na samą myśl o wbiciu w niego noża. Był biało-różowy, cały w cukrowych różyczkach, lśnił aż w promieniach słońca wpadających przez kuchenne okno. Masa śmietanowa wyglądała na tak bardzo puszystą i leciutką, krem malinowy dosłownie pachniał jeszcze lasem z którego te maliny przyniesiono! Weronice aż za się w oku zakręciła ze wzruszenia. Osoba która ten tort angielski robiła z pewnością nie wiedziała że trafi on w ręce akurat Weroniki, ale widać było że włożyła weń całe swoje cukiernicze serce. Biszkopty były pięknie wypieczone, a boki tortu tak precyzyjnie wysmarowane kremem, że nasuwała się myśl że chyba trzeba było to robić od linijki. Na wierzchu tortu spoczywały jak kropelki perły z cukru, na środku pysznił się bukiet róż z masy cukrowej. Weronika była pewna że gdzieś między nimi ukryte są także listki wykonane z marcepana. Był zgrabny, wyglądał na lekki, idealnie okrągły. Miał również cieniuteńką warstwę z malinowej galaretki która kusiła swoją półprzeźroczystą słodyczą. Weronika wiedziała że to będą bardzo słodkie urodziny – nie mogło być inaczej skoro tort angielski wjechał w tak eleganckim stylu. Wiedziała również że będzie musiała jednak naruszyć tą nieskazitelną urodę pysznego prezentu, bo tort angielski z pewnością był przepiękny, ale przede wszystkim miał być przepyszny - a by się o tym przekonać, należało spróbować! Westchnęła więc cichutko bo jej wyczucie estetyki cierpiało, ale wygrał łasuch, więc na talerzyku wylądował wielki kawałek tortu angielskiego i Weronika mogła zacząć świętować urodziny
Komentarze
Prześlij komentarz