Był sobie raz labrador o zwiewnym imieniu Zefir. Okrąglutki
w swych kształtach biszkoptowy „sierściuch”, który pracował za psa przewodnika.
Jego pani, niewidoma dziewczyna, uwielbiała go za wszystko co sobą prezentował,
spryt, mądrość i oddanie. Byli jak jedna bryła - pies i człowiek.
Razem przemierzali różne przestrzenie. Były to ulice dużego
miasta, podmiejskie drogi, ścieżki leśne a nade wszystko lubili wypady na
zakupy w sklepach o zróżnicowanych gabarytach. Zefir to uwielbiał, kluczył
między sklepami o zróżnicowanych zapachach bezbłędnie niczym dobrze
zaprogramowana satelita. Nos miał nie od parady. Wywąchać piekarnię , proszę
bardzo, w mgnieniu oka doprowadzał do pachnących drożdżówek z marmoladą,
ciastek truskawkowych, czy ciabat dużych, bo te właśnie pani lubiła jadać na
śniadanie najbardziej. Upodobał sobie Nową Piekarnię, wiedziony psim
instynktem, że tam będą najlepsze. Pociechą niebagatelną był Zefir dla niewidomej
dziewczyny, aczkolwiek miał swoje słabości, jakie miewają psy rasy labrador. Otóż
Zefir był strasznym łakomczuchem, nie na darmo nosił przydomek „odkurzacza”. Kiedy
nadchodził czas wolny od pracy, spuszczony ze smyczy wymiatał wszystko co
znajdowało się w jego zasięgu i nadawało się do przekąszenia.
Razu pewnego zadziała się zabawna sytuacja, kiedy dziewczyna postanowiła przyrządzić na obiad pyzy ziemniaczane z mięsem, a że była zaradna z ochotą zabrała się do roboty. Wspomniany labrador siedział grzeczniutko u progu kuchni obserwując jej zwinne ruchy toczące kształtne kluski. Najciekawszy był moment dla obserwatora, kiedy pani obracała się tyłem do niego i układała pyzy ziemniaczane z mięsem na blaszce. Liczyła je skrupulatnie, by taką samą ilość wybrać z garnka po właściwym czasie gotowania. Zefir nadal siedział niewinnie, jak gdyby nigdy nic. Kiedy kolejna partia pyz ziemniaczanych z mięsem wylądowała na blaszce, ku swojemu zdziwieniu dziewczyna doliczyła się liczby dziesięciu klusek, a nie jak powinno być piętnastu. Jakież było skonsternowanie, kiedy usłyszała zdradzieckie mlaśnięcie psiego jęzora, przełykającego w pośpiechu skradzioną kluskę ziemniaczaną z mięsem. Cóż zrobić, nie ma rady na psie łakomczuchy, Zastanawiała się tylko czy surowe ciasto nie zarzewi u Zefira psiej biegunki. To jednak okazało się jasne po obiedzie, obfitującym pyzami ziemniaczanymi z mięsem, które wybornie smakowały obojgu.
Komentarze
Prześlij komentarz