Zbliża się zakończenie naszego pobytu w Sobieszewie. Wraz z kolegą i pozostałymi uczestnikami turnusu postanawiamy odwiedzić Gdynię, komunikacja jest bardzo wygodna szybką kolejką miejską. Przez Wrzeszcz, Oliwę, Sopot dojeżdżamy do miasta z marzeń i morza. Tak nazywają miasto powstałe ok.100lat temu z małej rybackiej wioski. Spacerem przez miasto doszliśmy do portu, tu odwiedziliśmy Muzeum Marynarki Wojennej i oceanarium, gdzie oprócz żywych ryb i innych stworzeń morskich pokazano nam szkielety rekinów i innych egzotycznych ryb. W porcie stał Dar Pomorza który można było zwiedzić. Przewodnik opowiedział nam historię tego jachtu, podróże po morzach i oceanach świata. Przeszliśmy na wojennych okręt ORP Błyskawica. Jest to jedyny niszczyciel, który przetrwał II wojnę - nie został zatopiony i jeszcze długo służył w marynarce polskiej. Okręt ten też można zwiedzać, zaglądając e różne zakamarki. Słuchaliśmy z zaciekawieniem historii okrętu. W porcie przy wybrzeżu zacumowanych było kilka dużych statków handlowych kilka rozładowywano, z zaciekawieniem obserwowaliśmy pracę dźwigów. Oddzielną część wybrzeża stanowił sektor jachtów, było ich dużo od wielkich po małe jednomasztowe. Z pobliskiej kamiennej góry na która można już wjechać kolejką roztacza się wspaniały widok na cały port i miasto. Niezapomniany był również spacer wzdłuż pięknych, piaszczystych plaż z Gdyni w kierunku Orłowa. Tam jedną z największych atrakcji jest molo które przed wojną miało długość 430m i konkurowało z sopockim. Po wojnie odrestaurowane już mierzy tylko 180 metrów. W porównaniu z molem sopockim jest oazą spokoju, jest tu dużo mniej spacerujących. A roztacza się z niego wspaniały widok na półwysep helski, Gdańsk i Klify Orłowa. Jest to stromy nad morski brzeg ciągnący się do Redłowa. Stąd widok na całą zatokę Gdańska. Na obiad zatrzymaliśmy się w barze położonym na zboczu przy morzu. Była zupa rybna i filet z dorsza z dużą ilością surówek. Na deser podano tort z kawą i lampką wina. Było tak przyjemnie, że nie chciało się ruszać w dalszą drogę. Po odpoczynku zdecydowaliśmy się wyruszyć jeszcze na Hel. Postanowiliśmy pojechać MSK do Władysławowa a stamtąd autobusem na półwysep. Ma on kształt kosy i dla wielu stanowi raj na ziemi. Minęliśmy Jastarnię, sławne Chałupy, Juratę i dojechaliśmy na sam cypel do miejscowości Hel. Wieczór spędzamy w przybrzeżnym pensjonacie z restauracją gdzie znowu pieczona ryba z chlebem orkiszowym smakuje znakomicie. Rano zwiedzamy deptak miasteczka i Muzeum Wybrzeża i Fortyfikacje. Ciągną się one do końca półwyspu. Piękne białe plaże i wspaniała pogoda sprawiły że zainteresował nas nasz zapas w plecaku. A była tam bułka cięta z przekąską pikantną w które zaopatrzyła nas przewidująca Nowa Piekarnia z Łukowa.
OdpowiedzPrzekaż dalej |
Komentarze
Prześlij komentarz